This is the end
Hold your breath and count to ten
Feel the Earth move and then
Hear my heart burst again
W nocy nie mogłam spać. Myślałam o wielu rzeczach. Jednak sprawy takie jak sens życia czy definicja szczęścia nie są w tym poście najważniejsze. Jak się domyślacie, rozmyślałam o czymś jeszcze i chcę podzielić się z Wami swymi przemyśleniami...
O czym myślałam? O tymże blogu. Co o nim myślałam? Cóż... Zacznijmy od początku...
MLT stanęło. Ponownie. Nikt nie dodaje postów. Nie, nie ochrzaniam właśnie redaktorek. Ochrzaniam samą siebie za to, że porzuciłam bloga, bo po prostu nie chciało mi się pisać postów. Doszłam jednak do wniosku, że to nie ma żadnego sensu. Próbuję przedłużyć życie tego bloga NA SIŁĘ! Tak przecież nie można! Tak samo jak nie możemy przywrócić martwych do życia, nie możemy wciąż prowadzić tego bloga. On już umarł dawno temu, a my podtrzymujemy jego "funkcje życiowe" niczym aparatura. Tak po prostu nie można...
Chciałabym Wam jeszcze coś wyznać. Nie chodzi tutaj jednak o bloga, tylko o coś związanego ze mną...
Zapewne niejednokrotnie już Was wkurzyło to jak mówię, że niczego się nie boję, gdyż wiecie, że tak naprawdę nie jest. Nati ma rację. Każdy się czegoś boi. Ja także. Boję się tego, że coś stanie się moim przyjaciołom. Boję się również tego, że stanie się coś, przez co wszyscy mnie znienawidzicie...
Ktoś może zastanawia się po kiego grzyba to ukrywałam... Cóż, wygląda na to, że boję się też pokazywać strach. A to wszystko przez pewne doświadczenia z przeszłości... Ale proszę, nie chcę o tym rozmawiać, ok?
Dziękuję, że w tym chyba dosyć smutnym momencie, liczba obserwatorów bloga wynosi 69 (wiem, pisze, że 70, ale swej persony nie liczę). To na prawdę powoduje wielkiego banana na mym ryjcu :)
Bloga nie usuwam. Może kiedyś będę chciała powspominać, czytając moje stare wypociny? Poza tym niedługo pewnie założę nowego bloga i dam tutaj link. I raczej na razie będę chciała prowadzić go sama...
Usuwam natomiast z bloga wszystkie redaktorki, by nic z nim tutaj nie kombinowały...
No cóż. Wygląda na to, że musimy już pożegnać się z MLT na stałe... Ale pamiętajcie, czasem coś musi się skończyć, by mogło powstać coś lepszego ;)
A buu~
OdpowiedzUsuńJeden z moich pierwszych czytanych blogów właśnie umarł :C ŻAŁOBA LUDU NIEWIERNY!!1
Albo rebelia przeciwko Tifonowi, przecież się uda ruszyć tego bloga! Albo znowu oszukuję się na siłę..
Drechu, przecież to było nieuniknione. MLT musiało umrzeć...
Usuń"Czasem coś musi się skończyć, by mogło powstać coś lepszego", no nie?
Spokojnie, założę nowego bloga. Zacznę od początku, ale w tym samym dobrym stylu ;)
I tak będę smutać. Mój telefon nie przyzwyczai się do nowego adresu nowego bloga ;-;-;-;-; Truuudne Dreesyy~
UsuńSzkoda że era MLT już się skończyła ;-; ale masz racje Tif... ;-;
OdpowiedzUsuńBÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓ, PUACZMY
OdpowiedzUsuńNOŻYSZ PIÓRWA, NO! DZIEWCZYNY.. ;-; WSZYSTKIE SIĘ TAK JAKOŚ.....NO NIE WIEM. WSZYSTKIE UCIEKACIE, TFIŚ, RAR NO I WRESZCIE MLT ;-; ;-; ;-; WEŹCIE SIĘ W GARŚĆ!
OdpowiedzUsuńMLT dedło ? Tak, to też moja wina, wiem o tym doskonale :( Ale wszystko, co dobre zawsze się kończy :c
OdpowiedzUsuńOj oj.... jak widzę ktoś tu nie wierzy w swoje siły...
OdpowiedzUsuńTeraz powiem szczerze, ale to nie dlatego, że chce być odmienna i mieć inne zdanie, ale... Ten Twój nowy blog to coś strasznego. Ale nie hejtuj mnie, proszę, nie znienawidź, ale po prostu nie chcę tego nowego bloga. To, ze stanęło na jakiś czas, nie oznacza, że nie można zrobić rewolucji... No popatrz ile w tym miejscu było wspomnień, pisania na chatango.... I zobacz ile się tego uzbierało- tyle postów, tyle obserwatorów (nie chodzi mi teraz o to, że chodzi tylko o to, ale chodzi o wysiłek, w który w to włożyłaś) poszło na marne? hehe, jakbym była na Twoim miejscu, od razu bym zareagowała i zrobiłabym wszystko, by blog odżył. Chcesz aby to wszystko poszło na marne? Dobrze, nie będę się mieszała, ale tą całą wypowiedź zachowam dla siebie.
Dziękuję za uwagę
~Cytrus